Mój poród domowy

Mój poród...ah co za cudny moment. Warto to opisać!

A wydarzyło się to 6.05.2021
Na tydzień przed porodem kaźdy, kto mnie znał, pisał i dzwonił z pytaniem, czy już urodziłam. Ja śmiałam się, że jeszcze nie i nie wiadomo kiedy, ale to był pierwszy omen zwiastujący Jej nadejście.
Kolejnym omenem były spadające ze ścian obrazy, włączające się czajniki i przewracające z półek rzeczy, gdy obok nich przechodziłam. Byłam naelektryzowana, zbierała się we mnie moc do tego wydarzenia! Wiedziałam już, że za chwile się zacznie. Nie dziwią mnie już tego typu wydarzenia, odkąd zgłębiam wiedzę na temat tego, jak na prawdę zbudowana jest rzeczywistość.
No i 5.05.2021, w tzw. lwią bramę zaczęła się akcja skurczowa. Jeszcze dostałam w ten dzień błogosławieństwo od pewnej kobiety na spacerze, która sama urodziła się w domu, a wieczorem w odpowiedzi na ogromną potrzebę, pojechaliśmy z mężem na plaźę, (jestem z 3miasta). Uklękłam na piasku, w cichej modlitwie zagłębiając się w zachodzące słońce. Prosiłam o wsparcie duchowe, o przeprowadzenie całego zdarzenia w możliwie jak najłagodniejszy sposób. Za mną zbierały się chmury burzowe... Piotrek woła mnie, bo widzi, jak ulewa jest tuż-tuż. Wstaję z kolan i spoglądam na niebo i spontanicznie mówię "Oh, Bogini, nadchodzi Twoja córka Burzy". Dziś wołamy często do naszej córeczki "różu burzu, lub róza burza", bardzo to do niej pasuje;)
Po tej pełnej świętości chwili pobiegłam, kuśtykając do samochodu, bo zaczął lać zimny deszcz.
Noc przespałam z urywkami na kanapie, by nie budzić Piotra, który szedł rano do pracy, na skórczach oddychałam głęboko i świadomie, otwierając się na to, co nadchodzi.
O 8 następnego dnia przyjechała położna, zbadała i mówi 3 cm. COO? Cała noc i tylko 3 cm? Ona mówi" spokojnie, to była faza utajona (nieźle utajona-myślę), teraz pójdzie szybko. Jednak byłam wykończona i nie miałam siły na dalsze rodzenie. W odpowiedzi moje kochane ciało pozwoliło na odpoczynek i skórcze zatrzymały się, tak,bym mogła się położyć na 2 h. Myślę, że mała też potrzebowała zebrać siły.
Z drzemki budzi mnie pękający worek owodniowy, gdy przekręcałam się z lewa na prawą.Chwytam za telefon i dzwonię do męża i położnych, pojawiają się po chwili a akcja ruszyła z kopyta. Miałam wodę w wannie, w której przeszłam kryzys, świeczki i zacieniony pokój. Moja porodowa asysta o wszystko dbała. Zagłębiłam się w porodowej krainie, zapominając o istnieniu świata zewnętrznego, a był to czwartek godzina 11, za oknem życie i gwar okolicznej przychodni. Na początku była walka ego ze skórczami, ale dzięki pomocy położnej Anioła Karoliny Kardasz i douli Kasi Zawłockiej, osiąnęłam stan łębokiej medytacji i pełnej akceptacji tego, co doświadczam. To była istna transformacja świadomości, o której tyle czytałam w książkach na temat bezbolesnego porodu. Wspaniała nauka odpuszczania oporu. Dziś jest mi autentycznie łatwiej żyć, dzięki tym doświadczeniom.
Od tej chwili skórcze przestały boleć a stały się...uczuciem.
Gdy wyszłam z wanny, rozpocżęły się parte. Stoję i czuję, jak dziecko schodzi w dół. Myślę, że to już blisko! Ale nie...okazuje się, że mała wstawiła się czołem. Karo układa mnie w specjalnej pozycji i przeżywam 5 partych do wewnątrz, tak, by ich siła cofnęła małą, aby dać jej szansę na wstawienie się poprawnie. Co to było za ciekawe uczucie! Obserwowałam moje ciało z zaciekawieniem, jak całe wibruje i się trzęsie. Ah , co za moc !
Po tym zabiegu- jest! Udało się! wstawiła się...jednak nie wiedzieliśmy jeszcze, że z rączką przy twarzy. Róży chyba dawno nie było w ciele i zapomniała jak się najłatwiej urodzić;)
Sama końcówka, przechodzenie przez ucho igielne, firering, to było jak grzmot. Nie mogłam tego zrobić sama, dopiero wraz z dopingiem położnej i douli i gdy usiadłam na kolanach męża, a on podciągał moją klatkę piersiową do góry, podtrzymując ręce pod moimi pachami a ja parłam w dół, udało się. Z moim krótkim, ostrym okrzykiem wyskoczyła w ramiona położnych.
urodziła się o 13.55. Róża, z wagą 3960
po porodzie nie czułam zmęczenia, byłam jak nakręcona. Zamiast leżeć , z radością sprzątałam mieszkanie. Szok. Jednak mimo wszystko nastepnym razem wybiorę leżenie:)
nie odcielismy pepowiny, zrobilismy to dopiero gdy uschła, czyli następnego dnia. Pozwoliło to przepłynąć całej krwi z łożyska do ciała dziecka a duszyczce spokojnie wylądować w ciele.
To było piękne, napełniające nas wszystkich radością i siłą doświadczenie, które opowiadam z uśmiechem na twarzy. Był to prawdziwie rodzinny, wspólny poród, który zacieśnił więzy naszej rodziny. Czułam się bezpieczna, zaopiekowana, swobodna i wolna. Czułam, że to ja rodziłam. Mój domowy poród, po za spełnieniem potrzeby serca o dobrym, nietraumatycznym porodzie dla dziecka i rodziców Wypływał z potrzeby ustanowienia nowego paradygmatu i wyrazem mojej sprawczości oraz siły leżącej w naturze kobiety. Był też wyrazem oporu wobec opresji bezdusznego systemu, traktującego ciążę jak patologię a kobietę rodzącą jak bezwolne, pozbawione sprawczości ciało, z którego trzeba wydobyć dziecko.
I choć nie uważam, że domowy poród jest idealnym rozwiązaniem, to jedynym na ten moment, który oddaje kobiecie sprawczośc. Moim marzeniem są darmowe domy porodowe, gdzie w razie "w" interwencja jest natychmiastowa, lecz kobieta jest jak w domu.
Bez niepotrzebnej kontroli, medykalizacji, opresji. W intymności i wspólnocie, lub bez..jak woli.
Marzy mi się też, aby porody domowe stały się częścią polskiej świadomości zbiorowej, jak np.w holandii, po to, by mogły z nich korzystać kobiety, które nie mają pieniędzy, aby go opłacić . Wierzę, że przyłączając się do tego nurtu, swoim swiadectwem i wyborami wprowadzam cegiełkę zmian do tego betonowego monolitu pełnego lęku i kurczowej kontroli.
Poród Róży to mój prywatny Cud Narodzin w czasach Kowida



Komentarze

Popularne posty